Wyróżniam cztery typy wnętrzarskich projektów DIY:
Typ A: NADMORSKI KURORT – do pilnego zaorania
Typ B: ARANŻOWANE MAŁŻEŃSTWO – uczucie przychodzi z czasem
Typ C: KWAS HIALURONOWY – zachwyt, który mija
Typ D: SZEKSPIROWSKI DRAMAT – miłość aż po grób
Moje półki na książki z półek na buty to chyba B. Początkowa załamka po kilku dniach zaczęła ustępować sympatii, a teraz to już w ogóle się bardzo lubimy. Czy zrobiłabym to ponownie? Pewnie nie. Czy zamieniłabym je na coś innego? Nope.
Ale od czopątku. Lista naszych przewin wobec książek jest długa. I nie chodzi tylko o zaginanie rogów, traktowanie ich jak podkładki pod piwo i wybieranie po raz setny Netfliksa zamiast wieczornej lektury. Chodzi o coś bardziej… drastycznego. O łamanie Praw Książek. Czujne oko zauważy na starszych zdjęciach na Instagramie stosiki tomów ułożone na wiszących szafkach w kuchni. Nieczujne też, bez lupy i okularów. Ja jebie, co ja się wtedy od Was naczytałam o fruwającym pod sufitem tłuszczu i niszczejącym papierze, to wiem tylko ja. Nagle każdy na IG miał dziadka introligatora albo wydawcę i cierpiał, i patrzeć nie mógł, ale garażu to jakoś nikt udostępnić nie chciał. Wilcy nie ludzie. W końcu pękłam i, żeby nie ryzykować, że na Insta wjedzie mi policyjna suka na sygnale, upchnęłam książki w kredensie (tym na kwiaty). Tam wpadły w czarną dziurę zapomnienia.
Zanim ruszyłam ze zdjęciami do mojej książki (mam nadzieję, że już ją macie!), postanowiłam poprawić kilka rzeczy w mieszkaniu. Jedną z nich były warunki bytowe naszej literatury. Półka pod samym sufitem, nad niebieską szafką, wydawała się optymalnym pomysłem – może i wysoko, ale lepsze to niż nic. Innego miejsca po prostu nie ma. Faza koncepcyjna była dziwna jak po grzybach: wymyślałam coraz to nowe, posrane rozwiązania. Kiedy któregoś dnia zorientowałam się, że rysuję półkę obitą neonoworóżowym pluszem, lekko się przeraziłam. Chciałam przecież coś lekkiego wizualnie: najlepiej metalową, lekko industrialną kratownicę.
To, czego szukałam, znalazłam – jak to często bywa – w IKEA. Jedne z najtańszych półek na buty, GREJIG, kosztujące 15 zł. Wzięłam od razu 10 sztuk, gdyż jebać biedę.
Prawdopodobieństwo, że będziecie chcieli sobie zrobić coś takiego w domu, jest znikome, ale na wszelki wypadek powiem...
JAK WYKONAĆ PÓŁKI NA KSIĄŻKI Z PÓŁEK NA BUTY
Niezbędnik:
- Półki GREJIG
- Łączniki budowlane kątowe, dalej zwane wspornikami – im dłuższe, tym lepsze; ja upolowałam na Allegro 18x18 cm; po 2 na każdą półkę
- Łączniki płaskie, wąskie – po 2 na każdą półkę; u mnie: 12x1,5 cm; UWAGA rozstaw otworów obu rodzajów łączników musi się pokrywać (przynajmniej 2 otworki)
- Kołki i wkręty odpowiednie do rodzaju ściany; po 4 na każdą półkę
- Śrubki i nakrętki; po 4 na każdą półkę
- Wiertarka
- Próbnik elektryczny
- Ew. lina wspinaczkowa
Proces:
1. PRZYGOTOWANIE
Od półek odczepiłam dołączone nóżki – nie były potrzebne i wciąż się zastanawiam, co z nimi począć... Ułożyłam półki i łączniki kątowe na podłodze i dokładnie wymierzyłam przyszłą konstrukcję, odległości między otworami, etc. Zaznaczyłam na ścianie miejsca pod kołki. Próbnikiem elektrycznym sprawdziłam, czy w tych miejscach nie biegną żadne przewody.
2. MALOWANIE
Łączniki kątowe pomalowałam na czarno farbą do metalu. Ale zdecydowanie bardziej polecam spray.
3. WIERCENIE
Stary wywiercił otwory pod kołki. Aż 40 [słownie: czterdzieści] – byłam pewna, że ściana od tego runie, ale o dziwo stoi dalej… Pewnie kwestia czasu.
4. MONTAŻ
Teraz najfajniejsze. Wlazłam na drabinę z pojemną nerką, do której wsypałam kołki, śrubki, nakrętki i małe łączniki, i montowałam półki. Najpierw do otworów w ścianie włożyłam wszystkie kołki, a następnie wkrętami przymocowywałam wsporniki. Na dwóch wspornikach kładłam jedną półkę, normalka. Od dołu podkładałam krótkie łączniki i – również od dołu – wsuwałam śrubki i dokręcałam nakrętką od góry. Im krótsza śruba, tym lepiej, bo mniej wystaje.
5. LINA
Nietrudno zauważyć, że z półek wystają mocowania nóżek – żeby poudawać trochę, że to tak specjalnie, postanowiłam przewlec przez nie kolorową linę, taką jak do wspinaczki, tylko że z Leroy, więc zapewne absolutnie nie do wspinaczki.
Na brzegu każdej długiej półki, górny wkręt w kołku zamieniłam na okrągły hak. Do haków tych (łącznie 4), przywiązałam linę, a następnie zgodnie ze swoją fantazją przewlekłam ją przez dziurki w wystających elementach półek. Że niby taki ogranicznik, wiecie, tyle że tak naprawdę wcale nie ogranicza. Ot, taka ozdóbka, jak zakaz parkowania w Kazimierzu Dolnym.
6. KSIĄŻKI
Zadanie, które wydawało się najłatwiejsze, było największym wzywaniem i obciążeniem (nomen omen!) dla mojej psychiki. Pod ciężarem książek półki się nieco, ekhem, wygięły. Rzuciłam więc sobie w myślach tekst, jaki zawsze mówią mądrzy lekarze w filmach o mądrych lekarzach: „Nadchodzące dni będą decydujące”. I jeszcze dodałam życzenie: „Oby akurat żadne dziecko nie stało tutaj, gdy to jebnie”. Bo że jebnie, byłam prawie pewna.
No i się rozczarowałam. Ugina się, ale wisi; mosty linowe też to potrafią.