Oświetlenie sypialni traktowane jest często – jak i same sypialnie – po macoszemu. Wrzucamy tam przypadkowe sprzęty, przeprowadzkowe kartony, meble z poprzednich mieszkań. A lampy? Właściwie to… ta lampa po poprzednich właścicielach nie wygląda tak źle, prawda? Może wystarczyłoby usunąć te zdechłe muchy i… Taaaak. Po co nam kolejne wydatki?
Tymczasem dobrze zaprojektowane oświetlenie w sypialni nie tylko pozwala stworzyć odpowiednią atmosferę do snu czy relaksu (choć sen i relaks są w życiu najważniejsze), ale współgra ze wszystkimi funkcjami tego pomieszczenia. Źródła światła muszą być zróżnicowane – jedna lampa smętnie zwisająca z sufitu to o wiele za mało. Nawet oczyszczona z muszych trupów.
Światło w sypialni trzeba „wymyślić” tak, by sprzyjało odpoczynkowi, było rozproszone i zmysłowe, umożliwiało czytanie, lecz nie budziło śpiącego obok partnera, pozytywnie działało na nasz nastrój i dawało – patos alert! – poczucie bezpieczeństwa. Potrzeba do tego kilku poziomów oświetlenia – ogólnego, funkcyjnego i nastrojowego. Warto pomyśleć o wygodzie włączania i wyłączania poszczególnych lamp, odpowiednim rozmieszczeniu włączników i gniazdek, a także natężeniu i temperaturze sypialnianych świateł i spójności wybieranych opraw z resztą wystroju.
OŚWIETLENIE OGÓLNE
W sypialni nie gra ono pierwszych skrzypiec, choć przydaje się do takich czynności jak ścielenie czy sprzątanie. Powinno w miarę dobrze doświetlić cały pokój jasnym, rozproszonym światłem, które nie będzie męczyć naszego wzroku. W tej roli dobrze sprawdzi się centralnie umieszczona sufitowa lampa wisząca z dekoracyjnym kloszem – bardziej dla ozdoby i podkreślenia stylu pokoju niż z konieczności. Moim faworytem od lat są wszelkie plecione abażury: z wikliny, bambusa czy rattanu, dlatego w naszej sypialni zawisł bambusowy KNIXHULT (choć nie pogardziłabym też okazałym MISTERHULT). Jeśli punkt świetlny zlokalizowany macie bezpośrednio nad łóżkiem, lepszym rozwiązaniem może być jednak plafon, jak np. minimalistyczny NYMÅNE, lub lampa z dość dobrze osłoniętym żarnikiem (SJÖPENNA, SKYMNINGEN) – lepiej rozproszą światło i nie będą przeszkadzać, nawet jeśli zaśniecie w połowie ścielenia łóżka.
W naprawdę dużych sypialniach możecie dołożyć jedną lampę sufitową lub… w najciemniejszym z zakamarków postawić dużą lampę podłogową. Rozświetli ona mrok tam, gdzie trzeba, i będzie służyła jako fajna dekoracja – pod warunkiem, że wybierzecie coś ładnego. Ja bym wybrała kolorową wersję lampy ARÖD albo (gdybym miała więcej miejsca) drewnianą LAUTERS z abażurem z przetworzonych butelek PET.
OŚWIETLENIE FUNKCYJNE
Oświetlenie funkcyjne musicie dobrać – nie do wiary – do poszczególnych funkcji, jakie Wasza sypialnia ma pełnić. Nie u każdego będą one takie same, to zależy, czy musicie godzić sypialnię z biurem, toaletką, garderobą, czy czytacie książki w łóżku, czy może… wcale nie czytacie.
Zakładam jednak optymistyczny scenariusz – po pierwsze: macie łóżko, a po drugie: zdarza się Wam coś tam w nim przeczytać, choćby ulotkę z pizzerii. Do wieczornego czytania potrzebne jest odpowiednie światło – nie liczcie na tę lampę u góry, ona ma inną rolę. Do lektury zapewnijcie sobie światło kierunkowe – najlepiej z regulowanych kinkietów zamocowanych ok 70-75 cm wyżej niż materac. Kinkiety to mój typ (u nas: RANARP) także dlatego, że – w przeciwieństwie do klasycznych lampek nocnych – pozwalają zwolnić miejsce na blacie stolika. No i nie ma ryzyka, że przewrócę je nieostrożnym ruchem. Ustawcie lampki tak, by – nie rażąc i nie oślepiając – dawały strumień światła wprost na karty książki, tfu, na ulotkę. Inne świetne lampy ścienne z IKEA to NYMÅNE z obrotowym ramieniem, HEKTAR, a dla miłośników tradycji: ÅRSTID.
Nie jesteście przekonani do kinkietów? A może nie chcecie wiercić dziur w ścianie? Idźcie w tradycję, stawiając sobie na nocnej szafce nocną lampkę – ÅRSTID, KLABB, STOCKHOLM 2017 będą się do tego świetnie nadawać. Owszem, mają swoje wady – jak już wspomniałam, zajmują trochę miejsca na stoliku nocnym i nie dają tak dobrze ukierunkowanego światła jak kinkiety, ale za to symetrycznie ustawione po obu stronach łóżka wyglądają jak milion baksów! Fajnie wyglądają też niewielkie lampy wiszące nad stolikami nocnymi (ich wadą jest jednak brak regulacji kąta padania światła) i zgrabne lampy podłogowe z regulowanymi ramionami (tu z kolei trzeba mieć wolny kawałek podłogi). Kombinujcie!
Niezależnie od tego, jaką lampę wybierzecie, warto zadbać o komfort korzystania z niej, a konkretnie: o wygodne włączanie i wyłączanie, najlepiej w zasięgu wyciągniętej spod kołdry ręki. Idealnie, jeśli każdy użytkownik łóżka (łóżytkownik?) może sterować zarówno swoją własną lampką, jak i oświetleniem górnym – uśmiechnijcie się do Waszych elektryków. Kinkiety zazwyczaj wymagają poprowadzenia podtynkowej instalacji, ale nie te z IKEA – im wystarczy jedno skromne gniazdko gdzieś przy podłodze, by działały. Pamiętajcie też, żeby – w miarę możliwości – wybierać te „okazy”, które pozwolą Wam skierować światło w dół i nie oślepią śpiącego obok kota. Ani partnera, niech ma.
Dobre, funkcyjne światło potrzebne jest także w strefie toaletki. Jeżeli nie posiadacie lustra z wbudowanym oświetleniem, zadbajcie o fajne, minimalistyczne kinkiety po dwóch stronach Waszego zwierciadła – ja pewnie wybrałabym skromne w formie ÖSTANÅ lub – kojarzącą się z garderobą Gwiazdy – listwę ścienną MUSIK, a mając mało miejsca rozważyłabym poziome zamontowanie dwustronnego kinkietu NYMÅNE nad lustrem. Najlepiej, gdy lekko rozproszone, niezbyt ostre światło pada bezpośrednio na twarz. Warto szukać żarówek o jak najbardziej zbliżonej do światła słonecznego temperaturze (ok. 5000 K – to przybliżona temperatura w południe) oraz możliwie dużym współczynniku oddawania barw (im bliżej 100, tym lepsza wierność kolorów oświetlonych przedmiotów).
Inną strefą, z którą sypialnia jest ściśle związana, jest garderoba. I mam na myśli nie tylko wielkie „wchodzone” garderoby pełne wieszaków, ale miejsce, w którym przechowujemy, dobieramy i zakładamy ubrania. Może to być przestronna szafa, skrawek fotela przy pojemnej komodzie czy bieliźniarce, otwarta szafa-wieszak w kącie pokoju. Tutaj też stopień oddania barw ma znaczenie, choć może nie aż tak duże jak miejsce, w którym nakładamy na twarz korektor. Duże szafy, takie jak PAX, mogą mieć wbudowany system oświetlenia – przy otwarciu drzwi delikatne światło automatycznie rozświetla wnętrze, eksponując zawartość bez budzenia innych domowników. Wystarczy zamontować dedykowane listwy STÖTTA (na baterie) lub NORRFLY (włączana do sieci). To jest właśnie moja definicja luksusu.
Nie oszukujmy się – jedną z ról sypialni bywa też… domowe kino. O szkodliwości oglądania filmów w zupełnych ciemnościach pisałam już w artykule o strefie wypoczynkowej, więc mam nadzieję, że o tym pamiętacie. Samo światło emitowane przez ekran to za mało dla Waszych pięknych oczu. Za telewizorem zamontowanym na stałe możecie pobawić się nieco LED-owymi listwami, np. LEDBERG – dadzą one delikatną poświatę, która dobrze wpłynie na jakość Waszych seansów, pozostając niewidoczne za dnia. Jeżeli jednak ciśniecie odcinki serialu z laptopem w łóżku, po prostu zapalcie jedną z lampek nastrojowych. Bo oto:
OŚWIETLENIE NASTROJOWE
Zmysłowe, nastrojowe światło nigdzie nie ma takiej racji bytu jak w sypialni. Wprowadza w dobry nastrój, pobudza zmysły, a kiedy trzeba – usypia. Jest idealne do wieczornego odpoczynku i do tych, no… romantycznych igraszek.
Rolę oświetlenia dekoracyjnego mogą pełnić nawet światełka choinkowe, ale czemu by sobie nie sprawić girlandy żarówek, która może być także używana na zewnątrz? My korzystamy z takiej od niedawna – SVARTRÅ na co dzień robi nam klimat w kąciku sypialni, podwieszona pod samym sufitem, ale w razie potrzeby spokojnie możemy jej użyć na tarasie czy w ogrodzie.
Do wyniesienia sypialnianego nastroju na wyższy poziom świetne są również ozdobne lampy podłogowe – zdobią pokój i za dnia, i w nocy. MISTERHULT o niespotykanym kształcie to wprawdzie lampa stołowa, ale kto nam zabroni postawić ją... piętro niżej? Równie miły nastrój tworzy metrowa SJÖPENNA czy stary dobry KNIXHULT. Dobrze, jeśli świecą ku dołowi – takie pełzające po podłodze światło bardzo ciekawie rozświetla pomieszczenia (i sylwetki). A jeśli całą podłogę zajmują u Was ubrania – zdecydujcie się na niedużą lampę stołową z osłoniętą żarówką. Możecie ją postawić na komodzie czy szerokim parapecie i cieszyć się ciepłym, łagodnym światłem. Muszę przyznać, że mam też słabość do szklanych lamp, takich jak FADO czy – przypominająca naftową – TÄRNABY. Ta ostatnia ma poręczne pokrętełko, którym przyciemniam ją sobie, kiedy chcę zrobić nastrój. I przyoszczędzić na prądzie, wiadomo.
W lampkach włączanych li tylko dla nastroju możemy sobie pozwolić na zastosowanie znacznie cieplejszych żarówek niż w tych służących do czytania – 2000-2700 K będzie w sam raz. Warto unikać zimnego światła, zwłaszcza wieczorem – naturalną barwą zachodu słońca jest przecież ultraciepły pomarańcz i taką też barwę woli nasz szykujący się do snu organizm. Trupioniebieskie żarówki niech sobie wkręcają chirurdzy na blokach operacyjnych.
Tak naprawdę każde źródło światła można zmienić w nastrojowe, wystarczy je przyciemnić albo zmienić temperaturę barwową na nieco cieplejszą. Taką władzę nad lampami daje system inteligentnego oświetlenia IKEA Smart: pilot zdalnego sterowania TRÅDFRI, który współpracuje ze specjalnymi żarówkami, i bramka. Pilotem można obsługiwać do 10 żarówek LED lub paneli świetlnych LED jednocześnie – przyciemniać, wyłączać, włączać, wybierać kolory i regulować temperaturę. W połączeniu z bramką i aplikacją IKEA Home smart można pogrupować źródła światła w różne grupy i sterować nimi z pozycji smartfona. Choćby samym głosem.
BEZ PRĄDU, ALE TEŻ ŚWIATŁO
Dobrym uzupełnieniem nastrojowego oświetlenia sypialni mogą być… świece. Nikt nie zaprzeczy, że fantastycznie działają na atmosferę, ale też po prostu wzbogacają wnętrze od strony dekoracji. Można wybrać sobie ulubiony zapach i terapeutyzować się nim przed snem – byle nie przesadzić z jego intensywnością! Posiadacze dzieci i nieokrzesanych zwierząt (i odwrotnie) niech postawią na świece LED GODAFTON – jest klimacik, za to nie ma i nie będzie straży pożarnej. No i, bardzo Was proszę, z daleka od tkanin!
BEZPIECZEŃSTWO
Skoro już apeluję do Waszego instynktu samozachowawczego, nie mogę nie wspomnieć o kilku zasadach oświetleniowego bezpieczeństwa w sypialni. Odległość od tkanin polecam zachować nie tylko w przypadku świeczek, ale i wszystkich żarówek – nawet LED-y potrafią się trochę nagrzać, zwłaszcza kiedy w sypialni panuje gorąca atmosfera. Zadbajcie o odpowiednią odległość wszelkich stojących lampek od łóżka, żeby przypadkowo ich nie strącić lunatykując. Pamiętajcie też o kablach i o ich organizacji – korzystajcie z maskownic, mocowań, byleby uniknąć plączących się między nogami, luźnych „skakanek”. I niech światłość będzie z Wami!