Palec pod budkę, kto choć raz usłyszał od mamy klasyczne „Nie czytaj po ciemku, zepsujesz sobie wzrok!”. Mówią tak chyba wszystkie mamy świata, a wszystkie dzieci świata czekają wówczas cierpliwie, aż mama zamknie za sobą drzwi, a następnie na nowo rozbijają namiot z kołdry i wypełniają go wątłym światłem malutkiej latarki. Optycy zacierają ręce.
Pokój dziecięcy ma tyle funkcji, że tak naprawdę jest to małe mieszkanie w mieszkaniu. Każda ze stref, nie tylko mała czytelnia, wymaga odpowiedniego oświetlenia. Każda zgoła innego. Może zatem, zamiast powtarzać jak mantrę „zepsujesz sobie wzrok”, zadbajmy o małe oczy i raz na zawsze skończmy z tą okulistyczną mantrą.
STREFA ZABAWY
Maluchy żyją po to, żeby się bawić, a my – głównie po to, żeby im nie przeszkadzać. Strefa zabawy to bezsprzecznie najważniejsze miejsce w dziecięcym królestwie. Zazwyczaj zlokalizowana jest na środku pokoju i zaznaczona dywanem, na którym miło przycupnąć, gdy się akurat operuje Barbie. Dobre oświetlenie tego fragmentu pokoju dziecięcego jest niezwykle ważne i nie tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Najlepsze są do tego odpowiednie lampy sufitowe, takie jak fenomenalna TROLLBO w kształcie cyrkowego namiotu czy subtelna SOLSKUR. Tu jedna uwaga: jedno źródło światła, umiejscowione centralnie nad bawiącym się dzieckiem, nie wystarczy – mały człowiek będzie sam sobie zasłaniać to, nad czym jest pochylony. Oczywiście, żarówka o dużej mocy bardzo pomoże, ale dopiero światło padające pod innym kątem pozwoli na pełne doświetlenie każdego miejsca. Ilość „żyrandoli dziecięcych” trzeba oczywiście dostosować do powierzchni pokoju, ale myślę, że nawet w malutkiej komórce dwa to minimum. My mamy ich aż cztery.
Jeśli wizja rycia w suficie i wkuwania dodatkowych przewodów nie bardzo Was kręci (czemu zresztą trudno się dziwić) lub w ogóle nie wchodzi w grę, z pomocą przyjdzie SKENINGE: to szyna, na której można powiesić kilka lamp, rozbudowując system pod różnymi kątami, zależnie od potrzeb.
Zamiast mnożenia lamp na suficie, można też doświetlić miejsce zabawy punktowo, od boków: kinkietami i regulowanymi lampami ściennymi, np. FUBBLA i KRUX. Takie źródła światła można też na stałe zamontować w nieco bardziej wyspecjalizowanych strefach: tam, gdzie składa się drobne klocki, nawleka koraliki na sznurek, etc. Poobserwujcie, jak Wasze dziecko korzysta z pokoju i w razie potrzeby dodajcie mu dodatkową lampkę – wystarczą dwie dziurki w ścianie i dostęp do kontaktu.
STREFA SPANIA
Egipskie ciemności nawet w Polsce mogą być przerażające dla dzieci, które uczą się samodzielnego zasypiania. Zresztą, niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie bał się wstać w środku nocy na siku po obejrzeniu japońskiego horroru. W dziecięcej sypialni potrzebne jest takie źródło światła, które można włączyć wieczorem i wyłączyć, gdy bombelki zasną, lub… zostawić nawet do rana. Lampki nocna dla dzieci na ścianę z IKEA nawet za dnia dodają uroku dziecięcemu pokoikowi, ale ich supermoce ujawniają się szczególnie wieczorem: mają niskie napięcie, ich delikatne światło dodaje otuchy, ale nie męczy oczu i nie pobudza do zabawy, a materiał, z którego są wykonane, jest bezpieczny dla dzieci, gładki i pozbawiony ostrych krawędzi. Ich LED-owy wkład może świecić do 25000 godzin, czyli po 10 godzin dziennie (raczej: nocnie) przez niemal 7 lat. Powinno wystarczyć, nie?
Kolorowe UPPLYST w kształcie serca, listka, kwiatka czy motyla są urocze, ale jeśli chcecie mieć coś wyjątkowego i spersonalizowanego, zdecydujcie się na BÄGAREN, po której można… pisać markerami!
Oprócz lampek ściennych, na stoliku nocnym w pobliżu łóżeczka, można postawić dodatkową lampkę nocną dla dzieci, która będzie mu towarzyszyć w zasypianiu. Niektóre, jak ÄNGARNA w kształcie głowy psa, są podłączane do sieci, ale mi szczególnie podobają się te na baterie, jak króliczek KORNSNÖ – można je zabrać ze sobą wszędzie: i do drugiego pokoju, i w daleką podróż. Baterie są zabezpieczone tak, żeby małe palce się do nich nie dobrały, więc możecie być o to spokojni. Króliczek świeci przez 15 minut po naciśnięciu noska, a sowa SOLBO – wyłącza się samoistnie po 8 godzinach. Jednym słowem: rano nie musicie pamiętać o żadnych pstryczkach.
Łóżko to jednak nie tylko objęcia Morfeusza – to tutaj najczęściej czytamy dzieciom, one same również często sięgają po książki właśnie przed snem (niech pomyślę: to przyzwyczajenie czy próba odsunięcia spania w czasie?). Bez dwóch zdań: do czytania niezbędne jest dobre światło. Na ścianie obok łóżka zamontujcie reflektorek – na tyle nisko, by nie oślepiał, a jedynie doświetlał strony książek i komiksów. Starszakom na pewno spodoba się futurystyczny KRUX, który przypomina małego psiego robota. Jest regulowany, więc można go sobie odpowiednio ustawić, nawet jeśli się w ciągu ostatniego roku urosło o 3 cm. W połączeniu z żarówką LED, którą ma na wyposażeniu, daje on światło na tyle rozproszone, by nie oślepiać, ale wystarczająco mocne do wieczornej lektury.
STREFA NAUKI
Biurko lubi się z naturalnym światłem, dlatego jeśli tylko macie taką możliwość, ożeńcie te dwa elementy dziecięcego pokoju – przynajmniej w czerwcu będzie się miło odrabiało lekcje. Niestety, na naszej szerokości geograficznej nad pracą domową ślęczy się zazwyczaj wtedy, kiedy mrok już na dobre spowija okolicę. Bez sztucznego światła nie sposób się obejść.
Lampka biurkowa, to chyba wszyscy pamiętamy, powinna być umiejscowiona po przeciwnej stronie niż ręka, którą piszemy – w przeciwnym razie na niewiele się zda. Moim zdaniem: im mniejsza podstawa lampki, tym lepiej – dziecięce biurka nie są zbyt duże, a nawet jeśli są… cóż, miejsca nigdy za wiele. Dlatego podoba mi się kuzyn wspomnianego wyżej kinkietu KRUX – tym razem w wersji na blat. Jest nieduży, nie zajmuje wiele przestrzeni, za to daje odpowiednie światło do rysowania, czytania, nauki. Dołączona żarówka LED, jak wszystkie LED-y, nie rozgrzewa się do wysokich temperatur, więc nasze dzieci już raczej nie podzielą naszego doświadczenia z parzeniem sobie czoła podczas rozwiązywania równań z dwiema niewiadomymi.
Ponieważ lubię też mniej standardowe rozwiązania (i, jak wspomniałam, cenię przestrzeń na blacie), nie pogardziłabym lampką kreślarską zamontowaną do ściany tuż obok biurka – ważne, by była regulowana i dała się odpowiednio skierować właśnie tam, gdzie jej potrzebujemy. Do biurek moich synów przykręciłam lampki TERTIAL – uwielbiam ich kolory (regularnie pojawiają się nowe), prosty, klasyczny wygląd i sposób mocowania do brzegu blatu. Ze względu na odsłoniętą żarówkę, to rozwiązanie polecane jest wyłącznie dla starszych dzieci.
STREFA TWÓRCZA
Zanim pojawi się potrzeba stworzenia dziecku wydzielonego miejsca do nauki, warto zaaranżować mu coś, co nazywam „strefą twórczości”, czyli miejsce, gdzie może się wyżyć plastycznie: rysować, malować, lepić, wycinać, naklejać i kolorować. Wystarczy duży stolik i krzesełko, nieco przyborów plastycznych w pojemnikach (można do tego wykorzystać system relingów kuchennych) i duuużo papieru (dobrze sprawdza się po prostu rolka papieru MÅLA na stojaku). No i, naturalnie, właściwie oświetlenie dziecięce. Można się tutaj zainspirować rozwiązaniami z pokoju ucznia i wykorzystać lampki biurkowe, dwa ścienne reflektorki po obu stronach stolika lub, zawieszoną odpowiednio nisko, wiszącą lampę sufitową. Najlepiej zaś połączyć dwie metody: niech małe oczy jak najdłużej pozostają w świetnej formie!
Bezpieczeństwo
Dziecko + prąd to połączenie, którego lepiej unikać, dlatego zadbajcie o właściwe zabezpieczenie lampek, gniazdek, kabli i żarówek przed małymi, wszędobylskimi paluszkami.
Nieużywane kontakty najlepiej „zatkać” zaślepkami PATRULL – dziecko samo nie będzie w stanie ich wyjąć, gdyż służy do tego kolorowa zaślepka-klucz. Luźne, ciągnące się po podłodze kable należy pospinać (w tym na pewno pomoże pełna sprytnych rozwiązań skrzyneczka FIXA), a lampki ścienne instalować z dala od łóżeczek, żeby odsunąć ryzyko zaplątania. Ważnym atutem lamp dziecięcych z IKEA jest to, że mają utrudniony dostęp do żarówek, dzięki czemu są bezpieczne dla dzieci w każdym wieku. Należy unikać tych lamp, które mają łatwy dostęp do żarówki.
Zdjęcia: Materiały prasowe IKEA |