A my? Z kalendarzem się przecież boksować nie będziemy. Narzekanie jest passé, w trendzie jest afirmacja, nawet jeśli kończy się anginą i przewianiem. Musimy zatem udawać, że kochamy szelest zbutwiałych liści, suszenie parasola w wannie i wycieranie smarków rękawem kurtki. Można wprawdzie na te pół roku opuścić półkulę północną, ale… już chyba taniej wyjdzie zostać jesieniarą.
Bycie jesieniarą jest proste dla tych, którzy naprawdę kochają jesień. Nie śmiejcie się, tacy ludzie istnieją! Podobno jedna taka kobieta mieszka w Zabrzu, a druga w okolicach Przasnysza. Podobno uwielbiają marynować dynie i ubierać się na cebulkę. Podobno obie nie dostały płynu Lugola w ’86.
Dla tych z Was, którzy w październiku i grudniu nie za bardzo się odnajdują i mają trudności z zaakceptowaniem zjawiska znanego jako „szesnasta w nocy”, przygotowałam praktyczny przewodnik. Zrobimy z Was najlepsze jesieniary w powiecie! Tylko pamiętajcie: koniec z publicznym odliczaniem do świąt (nie mówiąc o wiośnie), koniec z narzekaniem. Pilnujcie się, bo od teraz listopad, plucha i szaruga grają z Wami w tej samej drużynie.
Szanująca się jesieniara musi mieć swój kącik. Tak naprawdę jest to bardziej leże, ale leże nie brzmi jak słowo, którym warto szafować w Social Media. Jedno jest wszakże pewne: trzeba mieć takie miejsce, w którym można się wygodnie umościć od września do grudnia i na jego konkretne współrzędne GPS przekierować kurierów i dostawców pizzy.
Pewnie nawet nie wiecie, ale od idealnego kącika jesieniary dzieli Was zaledwie dziesięć elementów:
FOTEL
Dobry fotel jest dla jesieniary tym, czym lycra dla Supermana. Po wyczerpujących sesjach zdjęciowych na tle suchych traw i testach termosów w niesprzyjających warunkach atmosferycznych trzeba mieć jakąś bezpieczną przystań i o ile łóżko jest w tej konkurencji mocnym kandydatem, to fotel jest o tyle lepszy, że nie kojarzy się z L4 (co wśród jesieniar jest dość drażliwym tematem).
Wygodny fotel poznamy po tym, że można w nim spędzić cały okres między 23 września a 21 grudnia, na posiłki i sen opuszcza się go z żalem i niechęcią, a wychodząc do toalety ma się ochotę rzucić nań ręcznik, żeby przypadkiem nikt nas nie podsiadł.
Trudno o bardziej komfortowy mebel niż podpierający głowę uszak i trudno o bardziej popularny uszak niż STRANDMON z IKEA. Dołożone z obu stron oparcia boczki sprawiają, że w tym fotelu spędza się miło czas nie tylko na jawie. Kiedy znudzi nas lektura (p. KSIĄŻKA) i Morfeusz wyciągnie po nas swoje macki, głowa wygodnie oprze się o jedno z „uszu” i nawet nie zauważymy, kiedy ciemność nocy przerodzi się w… ciemność poranka. Dodajmy do tego niskie podłokietniki (któż nie kocha siedzieć w fotelu bokiem??) oraz lekko opadające do tyłu siedzisko i mamy poważną konkurencję dla kanapy. A po dorzuceniu podnóżka – nawet i dla kanapy z leżanką.
Kiedyś powiedziałam, że STRANDMON prędzej czy później ląduje w niemal każdym domu i nie pomyliłam się chyba. Niedawno zawitał też do nas, w iście jesiennej wersji kolorystycznej, i już toczą się o niego boje. STRANDMON może więc nie jednoczy rodziny jak przepastna kanapa, ale temu, kto zwycięży pojedynek, oferuje komfort na poziomie klasy business w katarskich (nomen omen) liniach lotniczych.
KOCE I PODUSZKI
Każda szanująca się grupa musi mieć swoją chorobę zawodową. I tak, brukarze mają kamicę, krytycy kulinarni – zajad, pirotechnicy – cały wachlarz zapaleń, a jesieniary – katar i przewianie. Przewianą jesieniarę należy natychmiast owinąć ciepłym tekstylium, dlatego kocyki i pledy to kolejny must have w omawianym leżu. Tfu, kąciku.
Ciepła najwyższej, matczynej wręcz jakości dostarczą koce wełniane (np. STRIMLÖNN). Akryl (INGRUN, INGABRITTA) nie jest może tak skuteczny, ale za to bardzo lubiany przez nadszarpnięte zakupami świec (p. ŚWIECE) portfele. Bawełna (JENNYANN, ODDRUN, STINAMAJ) potrzebuje czasu, żeby zacząć nas ogrzewać, ale łatwo się pierze, co nie jest bez znaczenia, jeśli weźmiemy pod uwagę, że przeciętna jesieniara w sezonie grypowym przyjmuje od 3 do 3,5 kilograma aspiryny, po której poci się jak szczur.
Przewiane korzonki warto podeprzeć poduszką, koniecznie ozdobną i konieczne dopasowaną kolorystycznie (do czegokolwiek). Boleć nie przestaną, lecz o ileż przyjemniej choruje się wśród wygód.
ŚWIECE
Świece wymyślono dawno, dawno temu, w czasach antycznych, żeby – po przestawieniu zegarków na czas zimowy – rozpustnicy mogli urządzać libacje także po zmierzchu (prawi obywatele kładli się spać razem ze słońcem). W średniowieczu próbowano nimi rozświetlać mroki, ale nie wyszło.
Dziś świece są najbardziej powszechne wśród księży, okultystów i jesieniar. Jesieniary utrzymują, że świece pomagają w stworzeniu w domu niezwykłego, nieco tajemniczego nastroju, dodają przytulności i roznoszą po pomieszczeniach przyjemny aromat. Tak naprawdę chodzi jednak o obniżenie rachunków za prąd.
Do idealnego kącika jesieniary polecam Wam zatem zakup dużej liczby świec: pokaźnych bryłowych (FENOMEN, DAGLIGEN), pachnących – w szkle (SINNLIG, FRISKHET) i zupełnie cienkich (KLOKHET, VINTERFEST), które prezentują się – moim zdaniem – najciekawiej. Z taką smukłą świeczką i wyjątkowym świecznikiem GODTAGBAR w dłoni będziecie wyglądać jak Barbara Niechcic. Wasze polonistki pękną z dumy.
Trochę mi głupio, że to piszę, ale bezpieczeństwo ponad wszystko, więc zapomnę o godności. Wy za to pamiętajcie, proszę, o podstawkach pod świece. Za podstawkę może posłużyć nawet talerzyk, ale jeśli ktoś nie chce przypadkiem zjeść paru łyżek wosku, może się zaopatrzyć w podstawki dedykowane, jak LINDRANDE, IDEAL. Nie umieszczajcie też zapalonych świeczek blisko tkanin i innych łatwopalnych przedmiotów. Aha, i nie wyrzucajcie tych w szklanych pojemnikach, nawet gdy się wypalą – można je bardzo łatwo przywrócić do służby, roztapiając w kąpieli wodnej resztki parafiny z kilku świec i umieszczając w środku kawałek sznurka. Byłam tam, robiłam to, polecam.
CIEPŁE SKARPETY
Ważną składową jesieniarskiej tożsamości są grube, wełniane skarpety wydziergane przez babcię lub kupione w Tatrach, a najlepiej wydziergane przez babcię w Tatrach. Skarpety takie zakłada się lekko niedbale, marszcząc je od niechcenia nad kostką. Dopuszczalne kolory to écru, caffè latte, mocha i kość słoniowa.
Tutaj ważna uwaga: jesieniarskie skarpety zakłada się na gołe nogi! Nie nosi się do nich spodni, dlatego przed zrobieniem sobie w nich zdjęcia z góry, warto ogolić przynajmniej taki fragment łydek, jaki mieści się w kadrze.
HERBATA
Jeśli herbata kojarzy Wam się tylko z Long Island Ice Tea i koszmarnym kacem, to znaczy, że przed nami sporo pracy. Chcąc zostać profesjonalnymi jesieniarami, będziecie musieli poszerzyć zawartość Waszych szafek o cukiernicę, imbryk i zaparzacz, a Wasz słownik o takie pojęcia jak: earl grey, lapsang souchong, „ile słodzisz?” i „z cytrynką, Danusiu”. No i kubki. Im większe, tym lepsze, jak niemal półlitrowy MEDLEM, zwany u nas w domu „wiaderkiem”.
Herbata to najlepszy przyjaciel jesieniary: rozgrzewa od środka, przenosi swym aromatem do Cejlonu czy innej tam Mezopotamii, a przede wszystkim pozwala wymigać się od przykrych obowiązków („Nie mogę, trzymam herbatę, sam się podetrzyj!”). Do tego pięknie prezentuje się na zdjęciach, ustawiona bezpośrednio na pościeli, na brzegu wanny bądź trzymana odzianymi w zbyt duży sweter dłońmi. Jesienna klasyka, jak bukiet chryzantem stojący na fortepianie.
Nie wiem, czy wiedzieliście, że w IKEA można kupić kilka rodzajów herbaty – jest to dziwna rodzinka, bo wszystkie te organiczne siostry mają na imię tak samo, EGENTID, ale różnią się między sobą znacząco: są wśród nich zarówno napary ziołowe, owocowe, jak i czarna i zielona klasyka. Są sypkie, więc do ich zaparzenia warto użyć zaparzacza IDEALISK (tak, to do Was, samoluby) lub – jeśli robicie też dla konkubenta – wyposażonych w sitko dzbanków RIKLIG lub LERGODS. A jeśli macie podgrzewacz lub zaparzycie to brunatne złoto w imbryku IMPROVISERA i odpalicie pod nim tealighta, to już w ogóle bomba – nawet i po czterdziestu minutach będzie się można taką herbatą poparzyć. Równie długo – za sprawą swoich podwójnych ścianek – trzymają ciepło (i zimno) kubeczki AVRUNDAD. (A przy tym nie można się nimi poparzyć, tak jak ja ostatnio, gdy wyjmowałam z mikrofalówki wykwintne danie z parówek.)
Ruch to zdrowie, więc możecie z każdym dzbankiem i kubkiem biegać w te i nazad między kuchnią a fotelem, ale czy taki wydatek energii w sezonie jesienno-zimowym jest rozsądny? Ja to jednak wolę wrzucić całe towarzystwo na tacę (mam SKALA, ale szalenie podoba mi się też idea taco-stolików, jak np. MARYD czy GLADOM) i jak lokaj z dobrymi referencjami ustawić wszystko razem na stoliku. Jakoś tak… godniej.
KSIĄŻKA
Książka to taka lepsza krewna Netflixa. Jak wiadomo, większość Polaków czyta skandynawskie kryminały, a ogląda – dla odmiany – ekranizacje skandynawskich kryminałów. Jednak chętniej fotografują się z książką niż telewizorem, ot ciekawostka.
Papierowy wolumin, jako jeden z atrybutów jesieniary, jest absolutnie niezbędnym elementem naszego kącika. Nie musi to być pozycja, która Was zaciekawiła, ważne, żeby miała lekko pożółkłe stronice i dobrze komponowała się ze skarpetami (p. CIEPŁE SKARPETY). Jeśli okładka ma nie dość jesienne umaszczenie, owińcie ją papierem pakowym lub odwróćcie grzbietem od obiektywu.
Do jesiennych zdjęć w fotelu (p. FOTEL) weźcie do ręki wyselekcjonowaną uprzednio książkę i wpatrujcie się z zadumą w jej karty. Jeśli nie znacie języka, w którym jest napisana – nie szkodzi. Bylebyście nie trzymali jej do góry nogami (ułatwieniem są wydawnictwa arabskie i chińskie – w ich przypadku i tak nikt się nie połapie, gdzie góra, a gdzie dół).
Po udanej sesji zdjęciowej trzeba gdzieś te tomiszcza porzucać, dlatego polecam zaopatrzenie się w mały stolik lub pomocnik, np. mój ulubiony LUBBAN na kółkach – ustawiony między fotelem a kanapą przyda się do odkładania pilotów, herbat, gazet i obowiązków.
Pamiętajcie też o dobrym doświetleniu kącika, jeśli naprawdę zamierzacie zatapiać się tu w lekturze. Stojąca lampa lub kinkiet z jasną żarówką o świetle zbliżonym do naturalnego chętnie pomogą Wam nie stracić wzroku. Więcej pisałam o tym tutaj, w rozdziale JASNO I WYGODNIE, CZYLI DOMOWA CZYTELNIA. Wykujcie to, bo będzie klasówka.
ŚWIATEŁKA
Dziecko + zapałki = ogień, więc jeśli Wasz wewnętrzny przedszkolak nie chce igrać z żywiołem (p. ŚWIECE), ale Wam bardzo zależy na stworzeniu w jesiennym kąciku miłego nastroju, postawcie na Thomasa Edisona. Postawcie na żaróweczki.
Znacie to uczucie, gdy w wietnamskim barze, głodni jak wilk, przeglądacie menu opiewające na 78 pozycji i macie ochotę na wszystko? Podobnie jest na dziale oświetlenia w IKEA. Wybór sznurów z lampkami jest naprawdę duży i chcąc go sobie ułatwić, będziecie musieli odpowiedzieć na pytania o rodzaj zasilania (baterie/sieć), miejsce wykorzystania (w domu/na zewnątrz), kolor, rodzaj, wielkość lampek i długość przewodu.
Ja w celach pokazowych wybrałam girlandę SNÖYRA – jest zasilana bateriami, więc już zacieram ręce na te wszystkie szalone sesje zdjęciowe, gdy – zainspirowana Instagramem – włożę ją do miski z popcornem, owinę wokół bukietu szparagów czy wsunę dzieciom do sandałów.
Was również zachęcam do spuszczenia ze smyczy wyżłów fantazji. Jedyne, z czym byłabym ostrożna, to maczanie lampek w rooibosie (p. HERBATA).
SUCHE KWIATY W WAZONIE
Wiecie, jak się nazywa pokój bez kwiatów? Toaleta. Żaden szanujący się kącik, żadna profesjonalna stylizacja (a do takiej przecież dążymy) nie będą ukończone bez roślin. Jesienią wybór niebanalnych kwiatów ciętych nie powala. Są wprawdzie chryzantemy złociste, ale większości będą się kojarzyć z granitem nagrobków i zapachem taniej parafiny.
Jakieś chabazie trzeba jednak zorganizować – nie po to kupiliśmy taki piękny wazon jak GODTAGBAR, inspirowany ręczną, rzemieślniczą robotą, żeby stał pusty. Z pomocą przychodzą nieużytki rolne, opuszczone działki i łąki – wystarczy odrobina wyobraźni, ostry nóż, lekkie przymknięcie oka na prawo własności i… włala! Wiecheć z suchych traw godny duńskiego stylisty jest już gotów podbijać Instagramy!
DYNIE
Słodkie warzywa to nie są prawdziwe warzywa, to składnik ciasta pod warzywa się jedynie podszywający. I to by w zasadzie zamykało temat dyni, gdyby nie fakt, że w porównaniu, na przykład, z batatami, dynia wygrała los na loterii. Bo dynia jest ładna, a bataty... Cóż.
Jesieniary uwielbiają się fotografować w towarzystwie dyń. Z narażeniem zdrowia jeżdżą na specjalne farmy, gdzie pozują ze stosami tych pomarańczowych kul. Brodzą po kostki w marznącym błocie i wymachują widłami, by uchwycić w kadrze ducha jesieni. I udaje im się – dynie wyglądają zjawiskowo, nierzadko lepiej niż same modelki.
Oczywiście, możecie już iść po gumofilce i odpalać silnik w pikapie, ale po co? Czyż nie lepiej zaprosić te urocze pseudo-warzywa do siebie? Zaopatrzcie się w różne odmiany, np. w ozdobne CUCURBITA z IKEA, ustawcie je na komodach, zróbcie z nich stroiki i dekoracje na stół. Nie ograniczajcie się – niech liczba dyń w Waszym liwingu zawstydzi każdego, kto ośmieli się Was odwiedzić w tym jesiennym okresie.
CIASTO
Z pewnością zauważyliście już, jak jesieniarski kącik pieści zmysły: fakturą tekstyliów, migotaniem lampeczek (p. ŚWIATEŁKA), aromatami herbaty (p. HERBATA), świec (p. ŚWIECE) i… no właśnie, domowego ciasta. Domowe ciasto to ciasto, które ktoś upiekł w domu. Nikt nie mówi, że Wy i że w Waszym. Bądźcie kreatywni pozyskując je, tak samo jak w przypadku suszonych traw (p. SUCHE KWIATY).
Układając jeszcze ciepły zakalec na talerzykach (u mnie: MEDLEM, do kompletu z kubkiem [p. HERBATA]), stawiacie kropkę nad „i” naszego projektu. Gdy smak dyniowego ciasta (p. DYNIA) rozleje się po Waszych kubkach smakowych, powinniście ostatecznie poczuć rodzącą się w Was jesieniarę. Trzymam kciuki za łagodne skurcze porodowe.
***
W tworzeniu idealnego jesieniarskiego kącika pomogły:
Fotel STRANDMON
Pled INGRUN
Czajniczek RIKLIG
Herbata EGENTID
Girlanda lampek SNÖYRA
Wazon GODTAGBAR
Świecznik GODTAGBAR
Książka SAMMANHANG
Specjalne podziękowania dla: skarpet, suchej trawy i ciasta dyniowego (w tej roli nominowane do Nagrody Akademii ciasto marchewkowe).
[Post powstał we współpracy z marką IKEA]