Mogłabym nie mieć w domu biurka, a na komputerze pracować tylko z łóżka. Mogłabym nie mieć kuchni i stołować się na mieście albo codziennie zamawiać pizzę. Ba, nawet bez łazienki bym się obyła – chadzałabym pod krzaczek forsycji, myła się deszczówką, a dzieci podrzucała do wanny sąsiadowi. Ale ponieważ w życiu trzeba mieć jakieś priorytety, to na pewno – NA PEWNO – nie mogłabym nie mieć strefy wypoczynkowej. W czym jak w czym, ale w wypoczywaniu jestem wybitną specjalistką!
Spór o to, czy na to najważniejsze pomieszczenie w domu mówić duży pokój czy salon nie jest może tak gorący jak nieśmiertelna dyskusja, którą stroną wieszać rolkę papieru toaletowego, ale i tak raz na jakiś czas rozpala internetowe fora. Nie ukrywam, że najbardziej przemawia do mnie (i rozczula mnie) dosłowność nazw angielskich – sitting room, a zwłaszcza living room cudownie oddają funkcje salonu: tam się po prostu przesiaduje, żyje, jest…
Strefa wypoczynku to dla większości z nas centralne miejsce liwingrumu. Jej wygląd i kształt są (a przynajmniej powinny być) zależne od naszych potrzeb i do nich właśnie – a nie do zdjęć z czasopism – dopasowane.
SOFA DLA RODZINY, SOFA DLA PRZYJACIÓŁ
Rodziny z dziećmi kochają duże kanapy. Nasz poprzedni narożnik, jak bardzo by nie szydzić z jego walorów estetycznych, niemal dosłownie wychował nam dwójkę dzieci. Kiedy chłopcy byli nie więksi niż, powiedzmy, taboret, i dopóki nie nauczyli się przede mną uciekać, na tym jednym meblu toczyło się całe nasze życie. Niemowlęce łóżeczko, przewijak, mata do leżenia i bujaczek – wszystko kurzyło się gdzieś po kątach, a my na wspomnianym ogromnym narożniku spaliśmy, przesiadywaliśmy, bawiliśmy się. Tutaj też ich przewijałam, tutaj leżeli na brzuchu na twardej niczym porządny materac części „szezlongowej”, a gdy podrośli, narożnik w zabawie stawał się pirackim statkiem, barką, śmieciarką, szałasem i krą lodu na wodach Morza Barentsa. A kiedy „niechcący” robił za ścierkę, pieluchę czy chusteczkę higieniczną, ja robiłam wszystko, by pozostać wyciszonym kwiatem lotosu na spokojnej tafli jeziora.
Ten wielki mebel był też świetny do oglądania długich filmów i goszczenia znajomych – mi samej ciężko w to uwierzyć, ale były takie czasy, gdy w naszym domu odbywały się srogie domówki (pozdrawiam dzielnicowego), a na sofie mieściło się nawet do kilkunastu osób. Dlatego polecam takie rozwiązanie nie tylko małym i dużym rodzinom, ale także tym z Was, którzy lubią gościć przyjaciół. No chyba, że wolicie bankiety na stojąco, finger foody i small talki.
Duży narożnik albo mebel modułowy to świetne rozwiązania, jeśli tylko mamy na nie miejsce. Sofy modułowe możemy tak naprawdę skomponować sami, wybierając takie elementy i taki ostateczny kształt mebla, który odpowie naszym indywidualnym potrzebom. Mało tego, możemy taki mebel modyfikować w trakcie użytkowania, jeśli tylko zaistnieje taka konieczność. Bądź kaprys. W IKEA serie sof modułowych, z których możemy stworzyć zwykłą kanapę, narożnik, wielki wypoczynek w kształcie litery „U” i wiele innych, to np. VALLENTUNA (tu można ją dowolnie skonfigurować), LANDSKRONA, VIMLE, KIVIK czy SÖDERHAMN. Szczególnie ta pierwsza przypadła mi gustu: duże, wygodne moduły, spory wybór kolorów i zdejmowane pokrycie, które można prać w pralce (tego nie da się przecenić!).
Jeśli jeden wielki mebel Was nie przekonuje, ciekawie będzie połączyć jedną dużą kanapę z fotelami ustawionymi pod lekkim kątem. Urozmaici to wnętrze oraz stworzy wygodną przestrzeń do rozmowy. Zawsze to lepiej widzieć, do kogo się mówi – można szybko przykryć go kocykiem, jeśli zaśnie, znudzony Waszą opowieścią o tym, kto kogo ostatnio zdradził w M jak Miłość.
Zarówno przy dzieciach, jak i podczas imprez ze znajomymi przydaje się jeszcze jedna, bardzo ważna cecha mebla do wypoczynku: tapicerka odporna na ulewanie nieletnich i koktajle dorosłych. Czy tam odwrotnie. Najlepiej sprawdzą się niezbyt jasne pokrycia – obecnie wielu producentów oferuje tkaniny plamoodporne, z których – wiem to z doświadczenia – łatwo zmyć nawet długopis samą wodą. Warto również rozważyć zakup sofy ze zdejmowanym pokrowcem, który można uprać w domowej pralce.
WE DWÓJKĘ RAŹNIEJ (O ILE JEST WINO)
Wielka kanapa nie jest oczywiście rozwiązaniem uniwersalnym, nie u każdego się zmieści, nie u każdego się sprawdzi, ba, nie każdemu jest w ogóle potrzebna. Gdybym znów była młoda, piękna i bezdzietna, zadowoliłabym się niewielką sofą do wspólnego oglądania wojennych dramatów z partnerem (tzn. dramaty z Bradem Pittem, oglądanie z partnerem) oraz fotelem lub dwoma (fotelami, nie partnerami. A już na pewno nie Bradami Pittami). Chodzi o to, by stworzyć przytulną, intymną wręcz, sprzyjająca rozmowie atmosferę.
Przy tak małej ilości miejsc do siedzenia, warto rozważyć dodatkowe siedziska dla gości. Na przykład duży puf SANDARED, na co dzień służący jako podnóżek, może w razie najazdu gości przeobrazić się w miękki stołek. Podobnie rzecz ma się z plecionymi z włókien bananowca siedziskami ALSEDA – dwa ułożone jedno na drugim mogą być podnóżkiem, by w jednej chwili stać się dwoma niskimi stołeczkami.
JASNO I WYGODNIE, CZYLI DOMOWA CZYTELNIA
Domowa strefa relaksu to oczywiście nie tylko telewizja. Tutaj najprzyjemniej oddawać się lekturze, szydełkowaniu czy kolorowaniu mandal – o ile stworzymy sobie do tego właściwe warunki.
Mile widziany będzie wygodny fotel, niezbyt miękki, odpowiednio podtrzymujący kręgosłup (szczególnie jego dolne odcinki) i głowę. Jeśli siedząc, macie pustą przestrzeń między dołem pleców a oparciem fotela to znak, że potrzeba Wam dodatkowego podparcia. Słyszycie surmy anielskie i ten lekki powiew tryumfu na Waszych twarzach? Oto właśnie posiadanie wszystkich 57 poduszek, o które toczycie bój z mężem, nabrało głębokiego sensu!
Jeśli chodzi o fotele z dobrą relacją ceny do jakości, uszak STRANDMON z IKEA dzierży tu palmę pierwszeństwa, będąc bodaj najulubieńszym i najczęściej wybieranym do polskich salonów fotelem (źródło danych: moja radosna obserwacja świata). Trudno się temu dziwić – jest nie tylko funkcjonalny i wygodny (podpiera głowę, a jego „uszy” pozwalają nawet na krótką drzemkę), ale też po prostu ładny. I występuje w ciekawych kolorach (śledźcie limitowane serie!). Jego jedyną wadą jest brak zdejmowanego pokrycia.
Nie wyobrażam sobie długiego przesiadywania w fotelu bez możliwości oparcia stóp na podnóżku. Do fotela STRANDMON dostępne są seryjne podnóżki, ale tę funkcję może również pełnić puf (byle spory!) czy ułożone na sobie siedziska ALSEDA. Te ostatnie lubię szczególnie – są wykonane z liści bananowca, więc wprowadzają do wnętrza nieco naturalnej egzotyki. Egzotycznej natury. No, w każdym razie, czegoś o skojarzeniach pięknych niczym Tarzan.
Drugi niezbędny element to dobre światło. To, co mówiła mama, kiedy czytaliście komiksy przy latarce, to prawda: wzrok psuje się od wykonywania precyzyjnych czynności i czytania przy niedostatecznym świetle. Dlatego fotel warto ustawić pod kinkietem z dość jasną żarówką o świetle jak najbardziej zbliżonym temperaturą do naturalnego. Jeśli nie ustawiacie mebla do siedzenia pod ścianą, z pomocą przyjdzie wysoka stojąca lampa – najlepiej regulowana, pozwalająca na dowolne ustawienie wysokości i kąta padania światła. ARÖD jest moim ulubionym modelem, ale popularne HEKTAR czy RANARP równie dobrze sprawdzą się w tej roli.
TELEWIZOR – JAK UDAWAĆ, ŻE GO NIE MAMY
Co to jest: duże, prostokątne czarne pudło, którego wszyscy się boją? Nie, nie trumna, ale blisko. To postrach projektantów, hipsterów i pustelników: TELEWIZOR.
W coraz większej ilości domów telewizory przestają się pojawiać – wydaje mi się, że to może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Dobranocki o 19:00 albo jakimś urazem do Telezakupów (czyżby ten wibrujący pas odchudzający, co trzęsie schabem, w rzeczywistości wcale nie odchudzał? Albo, co gorsza, nie wibrował??). Ci, którzy pozbyli się czarnego pudła ze swojego życia (i mieszkania), mają łatwo: nie muszą opłacać abonamentu radiowo-telewizyjnego, nie stoją przed wyborem, którym tureckim serialem bardziej pogardzać, a urządzając swój kącik do wypoczynku, nie muszą się głowić nad tym, jak zaprojektować ścianę z TV, by nie przypominała ołtarza.
Ja z telewizorem rozstać się nie umiem. Jestem rozpieszczoną kinomanką, lubię wielkie ekrany, a na wielkich ekranach wielkie… aktorskie talenty. Zawsze powtarzam, że oglądać filmy na laptopie to ja mogę raz w roku: kiedy na lotnisku mam za długi transfer między lotami. Upodobanie do oglądania pięćdziesięciu twarzy jakiegoś tam Greya na pięćdziesięciu calach ma jednak swoje ciemne strony. I to bardziej czarne niż szare.
Ciemna tafla wyłączonego telewizora wyróżnia się na ścianie i zasysa wzrok niczym czarna dziura cząsteczki, a Trójkąt Bermudzki kajakarzy. I o ile w nowoczesnych wnętrzach nie razi tak bardzo, to w salonach z nutką vintage, eklektycznych, boho, itp. już znacznie trudniej jest go wkomponować. Ale są sposoby na to, by złagodzić oblicze złowrogiego ekranu i pomóc mu wtopić się nieco w otoczenie.
Jedną z prostszych metod jest przemalowanie ściany i stworzenie ciemnego tła dla telewizora. Nie musicie od razu sięgać po czarną farbę – już ciemny granat, grafit czy ciemna zieleń zmniejszą kontrast i znacznie odciągną uwagę od TV. Boicie się przemalowywania całej ściany? Zróbcie lamperię (jeśli Wasz telewizor stoi na stosunkowo niskiej szafce RTV, takiej jak np. LIATORP czy BESTÅ) lub szeroki, pionowy pas koloru.
Dość popularnym sposobem jest otoczenie ramy telewizora innymi ramami, czyli po prostu stworzenie wokół niego galerii ściennej. Od dłuższego czasu staram się ukończyć taką galerię u siebie – niestety, prace nie posuwają się naprzód, ponieważ wciąż zmienia mi się koncepcja. No i prokrastynuję jak mogę, wiadomo.
Patyczak siedzący na gałązce nie znika, ale staje się nieco mniej widoczny dla otoczenia. Tak samo powyższe metody: nie ukryją telewizora, ale pomogą mu się wtopić w resztę wystroju. Jeśli jednak marzy się Wam całkowite chowanie odbiornika, gdy nie oglądacie akurat Agrobiznesu – wszystko jest do zrobienia. Można delikwenta ukryć w szafce, za drzwiczkami regału (to też rozwiązuje problem kabli) lub za skonstruowanym na zamówienie przesuwnym panelem.
NETFLIX I PALUSZKI
Kino to jedna z moich ulubionych rozrywek, ale ma niezaprzeczalną wadę: nie można tam pójść w samych gaciach ani pauzować filmu, żeby skoczyć po dokładkę popcornu. Dlatego uważam, że na co dzień nie ma to jak własne, domowe kino kanapowe.
Nadrzędna konieczność to oczywiście wygoda. Taki, dajmy na to, maraton Ojca Chrzestnego, to ponad dziewięć godzin siedzenia na tyłku i gapienia się na garnitury i trumny, więc sami rozumiecie: komfort musi być. Polecam sofy z nieco głębszym siedziskiem – nasza ma takie standardowe, dość płytkie i niestety przy dłuższym siedzeniu, szczególnie we dwójkę, daje się to we znaki. Niedawno, jakoś tak od niechcenia, usiadłam w IKEA na sofie STOCKHOLM 2017 i dopiero poczułam, czego ja oczekuję od mebla do wypoczynku. Jeszcze nie wiem, czy zdecydujemy się wymienić na STOCKHOLM naszą kanapę, ale jej rozmiar, przepastność wręcz, przemawiają zdecydowanie na TAK. I ten głęboki granat, ach!
Nie ukrywam, że jestem również zwolenniczką mebli tapicerowanych o średniej i dużej twardości – wydaje mi się, że te, w których zapadamy się jak miś Coccolino w stercie ręczników, nie sprzyjają utrzymywaniu właściwej postawy.
Kanapy podpierające głowę nie są zbyt popularne – szczególnie w tych wnętrzach, gdzie ustawione są na środku pomieszczenia, a nie pod ścianą – wysoki mebel zbyt mocno rozgraniczałby przestrzeń. Znacznie lepszym rozwiązaniem zawsze wydawał mi się wygodny fotel uszak (patrz wyżej). Ale są też modele, takie jak VIMLE z IKEA, w których zagłówek możemy wkomponować tylko w jeden z modułów. Nie upodobni to od razu całego mebla do kanapy w Mercedesie, a na pewno podwyższy komfort użytkowania.
Ponieważ filmy oglądamy zwykle w półmroku (choć lepiej nie robić tego w całkowitej ciemności – o tym poniżej), łatwa w utrzymaniu czystości tapicerka na pewno nie będzie zbędną fanaberią. Dip do nachosów strasznie ciężko zlizać z weluru – wiem, co mówię.
Projektując sobie kącik kinomana, warto zwrócić uwagę na kilka szczegółów:
- jeśli oglądamy TV w pokoju dziennym, to najszersza część sofy powinna być skierowana w stronę ekranu;
- pamiętajmy o zachowaniu prawidłowej odległości od TV (jest to zależne m.in. od przekątnej telewizora i rodzaju wyświetlacza);
- Telewizor nie powinien być zamontowany zbyt wysoko - siedząc, powinniśmy mieć środek ekranu na wysokości oczu;
- dobrze, jeśli na telewizor nie pada dzienne światło z okien. Gdy nie da się tego uniknąć - umieśćmy w oknach zasłony bądź rolety. Może również pomóc schowanie TV np. za słupkiem mebli;
- Jeśli pokój dzienny jest jednocześnie naszą sypialnią, zadbajmy o higienę snu, wygaszając telewizor na pewien czas przed spaniem i wyciszając się;
- jeśli w domu są małe dzieci, najlepszy na związane z TV sprzęty (dekoder, konsola, amplituner, etc.) będzie mebel zamykany, do którego dziecko nie ma dostępu, ale nie blokujący sygnału pilota - np. meble z serii BESTÅ z przeszklonymi frontami;
- aby schować piloty, kontrolery i drobny sprzęt elektroniczny przed małymi dziećmi, możemy je przechowywać w zamykanych szufladach szafki RTV - seria PATRULL ochroni małe paluszki m.in. przed szufladami, a szuflady przed małymi paluszkami;
- szafki RTV BESTÅ mają specjalne otwory na kable, a za szufladą jest zapas miejsca, aby je schować;
JASNO, JAŚNIEJ, GABINET STOMATOLOGICZNY
Oświetlenie salonu to temat złożony i bardziej skomplikowany niż zwykłe powieszenie żyrandola na środku sufitu. Szczególnie w strefie wypoczynkowej warto zatroszczyć się o to, by odpowiednio zróżnicować źródła światła i dobrać je do konkretnych czynności, funkcji i pór. Nie ma tu uniwersalnych rozwiązań, które każdy powinien zastosować. Warto dojść do nich samemu, odpowiadając sobie na pytanie: kiedy przebywamy w tym kąciku i do czego on nam służy. Bardzo często rozplanowuje się oświetlenie według kategorii: ogólne, nastrojowe oraz funkcjonalne (punktowe).
To pierwsze, ogólne, stosujemy na co dzień, kiedy w długi zimowy wieczór chcemy doświetlić całe wnętrze. Tu przyda się oświetlenie górne: efektowna lampa wisząca usytuowana mniej więcej nad stolikiem kawowym, światełka punktowe montowane w podwieszanych suficie, plafon, regulowane reflektorki – możliwości jest wiele.
Nastrojowe światło sprawdzi się podczas wizyt znajomych, chwil wyciszenia i relaksu. Jeśli oglądamy telewizję wieczorami, należy pamiętać o tym, by telewizor nie stanowił jedynego źródła światła – duży kontrast pomiędzy jasnym ekranem a ciemnym pomieszczeniem nie służy naszym oczom. Delikatne, rozproszone światło niewielkiej lampki, lampy stojącej, umieszczonego nad stolikiem kawowym żyrandola czy nawet taśm LED wkomponowanych w ścianę z TV (polecam raczej w nowoczesnych wnętrzach) pomoże ten kontrast zmniejszyć i odciąży wzrok.
Tam, gdzie salon jest pomieszczeniem przechodnim i to przez niego wiedzie droga np. do pokoju dziecięcego czy kuchni, pomyślałabym o małej LED-owej lampce lub sznurze drobnych żaróweczek o niewielkiej mocy, które będą świeciły przez całą noc. Nigdy nie wiadomo, kiedy dziecku przyśni się koszmar (np. obiad z samych warzyw), a nas najdzie ochota na pętko dobrze obsuszonej myśliwskiej. Pędząc w półśnie celem zaspokojenia swoich i cudzych potrzeb, jesteśmy narażeni na całe mnóstwo niebezpieczeństw: od klocków lego począwszy, a na ukrytym za zasłoną włamywaczu (ewidentnie zwabionym aromatem myśliwskiej) skończywszy. Delikatne światło będzie naszym sprzymierzeńcem.
Do czytania – jak już wspomniałam – niezbędne będzie naprawdę dobrze dobrane światło punktowe. Najlepiej neutralne, do 5300K, na tyle mocne, by nie wymagało wytężania wzroku, ale w żadnym wypadku nie za mocne – to też męczy. LED-owa żarówka o mocy 5W powinna być w sam raz, jeśli będzie znajdowała się ok. 40 cm od książki. Ważne też, by światło kierować bezpośrednio na tekst, dlatego najlepiej sprawdzą się tu stojące lampy podłogowe z możliwością regulowania położenia klosza – najlepiej jeśli postawimy je z boku i nieco z tyłu fotela do czytania. W pokoju gracza użyliśmy lampy ARÖD, w której jestem zakochana – zarówno w formie, jak i tym rdzawoczerwonym kolorze.
Czasem konieczna jest szybka zmiana atmosfery z trybu „romantyczna randka” na tryb „jest niedziela, 22:00 i robimy model dinozaura z kapcia, gąbki i butelki, bo nasz ukochany syn zapomniał wcześniej wspomnieć o pracy domowej na poniedziałek”, dlatego idealnie byłoby móc regulować natężenie i temperaturę światła. Taką możliwość daje system inteligentnego oświetlenia TRÅDFRI. Za pomocą zdalnego pilota lub aplikacji możemy projektować nastrój, jaki w danej chwili jest nam potrzebny: zimniejsze światło do pracy, ciepłe do odpoczynku. Jasne do czytania, przytłumione do grania na konsoli. Ponadto, możemy sterować porami, o których włączają się poszczególne żarówki, a także wyposażyć je w czujniki ruchu. Sprytne, co? I prostsze niż sama do niedawna sądziłam – by zacząć, wystarczy najprostszy zestaw składający się z żarówki i ściemniacza.
ENTLICZEK PENTLICZEK, A JAKI STOLICZEK?
Kącik do relaksu bez stolika jest jak Barbie na koniu bez konia – ileż można trzymać tę szklankę w dłoni? Wszyscy przecież to znamy: za dnia udajemy nadzorcę więzienia, w kółko powtarzając, że NIE JEMY NA KANAPIE!, że Z SOCZKIEM PROSZĘ DO STOŁU!, że UMYJ TE RĘCE, JAK CHCESZ TU SIEDZIEC (albo przynajmniej obliż)!, a gdy tylko nieletni pójdą spać, my – obładowani przekąskami – rozwalamy się na sofie, jemy, pijemy i kruszymy aż miło. A żeby gdzieś tę pustą michę po nachosach odłożyć, żeby odstawić kieliszek z winem, żeby – to najważniejsze – mieć gdzie oprzeć nogi, potrzebny jest stolik kawowy.
U mnie tę funkcję pełni stara szkolna ławka, ponieważ jestem zwolenniczką stolików ciężkich i stabilnych. Nie przepadam za takimi na kółkach, za zbyt lekkimi konstrukcyjnie meblami oraz za szklanymi blatami. Gdybym dziś miała wybrać nowy stolik, prawdopodobnie zdecydowałabym się na orzechowy STOCKHOLM z IKEA – ma formę retro, nawiązującą do stylu mid century modern, duży blat i praktyczną półkę poniżej.
Na tzw. ławie przygoda się nie kończy – warto obok fotela, w którym czytamy czy, dajmy na to, szydełkujemy, postawić dość wysoki stolik o niewielkim blacie, najlepiej z dodatkową półką czy szufladką, żeby móc wygodnie odłożyć książkę, okulary i ziółka. Jak typowy senior z reklamy kropli do oczu. Podobny stolik może stanąć obok kanapy – powinien być nieco niższy od jej boku. W tej roli fajnie sprawdzają się meble wykonane z metalu, lekkie wizualnie. Nie ukrywam, że szczególnie lubię te z okrągłymi blatami – zmiękczają nieco i łagodzą wnętrze, w którym większość kształtów to prostokąty. Obie te cechy łączy stolik YPPERLIG, a GLADOM ze zdejmowaną tacą dorzuca do tego jeszcze świetne kolory!
DYWANY I INNE OBIEKTY LATAJĄCE
Okolice sofy to miejsce, w którym najczęściej widuje się dywany. I bardzo słusznie – dobrze dobrany dywan potrafi znacząco wpłynąć na wygląd salonu. Ponadto, dywany, tak jak tekstylia, nadają przytulności, dobrze wpływają na akustykę pomieszczenia i wizualnie wydzielają daną strefę w całym wnętrzu. Nawet nie wiecie, jak bardzo zadowolona jestem z mojego upolowanego za grosze Kurda!
Sformułowanie „dobrze dobrany” wydaje się tu być kluczowe i wbrew temu, co być może sądzicie, nie sprowadza się do wzoru i kolorystyki, a do rozmiaru. Niestety, mamy tendencję do kupowania zbyt małych dywanów i umieszczania ich przed kanapą, jak wysp, na których smętnie dryfują stoliki kawowe. Tymczasem rozmiarowym minimum jest taki dywan, który pomieści przynajmniej przednie nogi stojących na nim mebli: sof, foteli oraz szafek RTV. Ideałem natomiast byłby olbrzym, na którym powyższe meble staną wszystkimi nogami. Ze znalezieniem tak ogromnego dywanu mogą być problemy, to jasne. Ze znalezieniem go w rozsądnej cenie może być problemów nawet więcej. Nie bójcie się zatem łączenia i warstwowego układania kilku mniejszych sztuk. Nie muszą to być podobne do siebie egzemplarze – łączcie persy i zwariowane boho z nowoczesnymi, minimalistycznymi dywanami. Nie ma się czego obawiać!
GADŻETY MINIMALIZUJĄCE WYSIŁEK
Skoro zalegliśmy już sobie w naszym relaksacyjnym kąciku na odpoczynek, niech chwile w nim spędzone będą naprawdę komfortowe. Zapewnijmy sobie maksymalną wygodę i zawczasu pomyślmy o rzeczach, które chcielibyśmy mieć pod ręką (kot też się do nich zalicza). Podstawka na podłokietnik RÖDEBY pozwoli odstawić parującą herbatkę. Piloty, które uwielbiają się chować przed właścicielami, grzecznie ułożą się w dedykowanej do tego kieszeni, jak np. FLÖRT. Pledy (najlepiej takie z naturalnych materiałów – są najprzyjemniejsze) i dodatkowe poduszki lubią przytulanko w koszyku. Moim ulubionym koszem, wprowadzającym do salonu piękno naturalnych materiałów, jest zdecydowanie wykonany z rattanu SNIDAD. Popularny FLÅDIS z trawy morskiej obecnie pełni u mnie rolę osłonki na roślinę, ale równie dobrze sprawdzał się jako schowek na koce. Jeśli chcemy, możemy połączyć funkcję kosza do przechowywania ze stolikiem pomocniczym – w tej roli najlepiej sprawdzą się ażurowe, lekkie wizualnie KVISTBRO i GUALÖV z IKEA.
***
To bardzo ważne, żeby w swojej strefie relaksu czuć się dobrze i swobodnie. Mój wypoczynkowy kącik czeka jeszcze wiele zmian, zanim będę w pełni komfortowo mogła spędzać w nim wieczory: większa kanapa, więcej źródeł nastrojowego światła, odświeżony mebel pod TV, to te rzeczy, których wciąż mi tu brakuje. Powoli dojdę jednak do upragnionego celu, a wówczas – kiedy z książką lub pilotem rozłożę się wygodnie na sofie – przysięgam, nie wyciągniecie mnie stąd nawet dźwigiem!
[Post powstał we współpracy z IKEA]