Kochani, wpadam tu dziś tylko na momencik... Po pierwsze dlatego, że właśnie nadszedł ulubiony moment każdego człowieka cierpiącego na prokrastynację, czyli ostatnia chwila . Ostatnia chwila na dokupienie brakujących prezentów, ostatnia chwila na upieczenie obiecanych ciast, ostatnia chwila na refleksję, czy ja w ogóle mam na jutro coś czystego oprócz dresu.
Mój stosunek do Świąt Bożego Narodzenia zatrzymał się gdzieś na etapie ósmej klasy (#gimbynieznają) i okresie buntu. Kojarzycie ten czas w życiu nastolatka, kiedy co najmniej raz na tydzień wyznaje nienawiść tym cholernie obciachowym ludziom po czterdziestce, którzy z nim mieszkają, nosi w kółko ten sam sweter i jest w zasadzie głuchy, bo myśli, że włożone
Jedne z najczęstszych pytań, próśb i rozterek, które pojawiają się na forach internetowych i facebookowych grupach o urządzaniu wnętrz, to:
"Pokażcie swoje białe kuchnie"
"Pokażcie swoje kuchnie IKEA"
"Pokażcie swoje białe kuchnie IKEA"
"Pokażcie swoje ciche odkurzacze"
"Czym sprać długopis z ekoskóry?"
&quo
Co roku kupuję śliczny książkowy planer - wybieram go niemal przez cały grudzień z zapałem godnym lepszej sprawy. Obiecuję sobie, że staniemy się nierozłączni: będzie moim ulubionym gadżetem, zawsze przy mnie. A ja będę jak taka elegancka dziennikarka z hollywoodzkiej produkcji, wiecie: szpileczki, garsonka, skórzana torebunia i notesik zawsze w dłoni. Z t
Powiecie, że zwariowałam, że się Wam podlizuję i na pewno chcę czegoś w zamian. Albo że się starzeję, że może od przedwczesnego klimakterium mięknie mi rura i się rozrzewniam. A ja zwyczajnie chcę to napisać. Chcę Wam napisać coś miłego, bo sama dostaję od Was tyle ciepłych słów: w komentarzach, mailach, prywatnych wiadomościach. Lubię Was i to dzięki Wam t
Mam dziś dla Was kalendarz - nie, nie adwentowy! Nie wiem, czy ja kiedykolwiek zdobędę się na stworzenie choć jednego kalendarza adwentowego i jakichś świątecznych ozdóbek. Może za jakiś czas, kiedy spełnię już swoje marzenie, zostając rencistką. Będę wtedy mieć mnóstwo wolnego czasu i z nudów zacznę robić to wszystko, czym teraz gardzę: oglądać "Przyj
Dzisiaj zacznę od coming-outu , który może okazać się moim łabędzim śpiewem i... ostatnim postem na blogu. Przynajmniej ostatnim pisanym na wolności, zanim mi kolbami w drzwi załomocą . Nie jest to z mojej strony żaden akt odwagi - ja się po prostu zupełnie nie boję więzienia, wręcz przeciwnie: jawi mi się ono jako takie... wakacje o obniżonym standardzie. Mi
Pamiętacie pierwszy post o podobnym tytule ? Ten, w którym oprowadzałam Was po kopenhaskim mieszkaniu Leny, gdzie mieliśmy przyjemność mieszkać przez dwa dni podczas naszego skandynawskiego tripa . Właściwie to chciałam Wam wtedy pokazać więcej duńskich miejscówek, w których się zatrzymaliśmy, ale wówczas post zrobiłby się strasznie długi i nikt by go nie prz
Gdybym urodziła się Indianką wśród Czejenów, Siuksów czy Czarnych Stóp, gdzieś na spalonej słońcem prerii, na pewno nie dostałabym żadnego z tych poetyckich imion, które wszyscy znamy z Doktor Quinn . Nie wołano by do mnie ani "Rącza Łanio" , ani "Szemrzący Potoku" , ani "Księżycowa Poświato" . A nawet gdyby - zwiedzeni słodkim niem
Post o salonie wzbudził tak pozytywny odzew, że od dnia publikacji chodzę cała w skowronkach. To dla mnie budujące, że tyle osób podziela moją pasję do (dziwnych nieraz) staroci, odrobiny koloru (ja tam wcale nie uważam, żeby u mnie było aż tak kolorowo ), mieszania stylów, eksperymentowania. Komentarze od tych z Was, którzy myślą podobnie, były naprawdę bardz
Będę szczera: cieszę się na tego posta jak kleszcz na sezon jagodowy! Nareszcie mogę Wam pokazać nasz salon w całej okazałości. Może "okazałość" to nie jest odpowiednie słowo, bo przecież Kaplica Sykstyńska to to nie jest, ale nie o to chodzi. Chodzi o szerokie kadry. Rety, jakie to miłe uczucie: skakać z aparatem tu i tam, nie przejmując się wcal
Lody kojarzą mi się z dzieciństwem, to chyba oczywiste. I z latem, co oczywiste jeszcze bardziej. Wszystkie wakacje moich szczenięcych lat spędzałam u Babci i Dziadka, w małym miasteczku na granicy Mazowsza i Kurpi. Szacunkowe dane mówią, że zeżarłam tam około dziewięciuset sztuk lodów. Aczkolwiek mogę się grubo mylić - ta runda Szalonych Liczb , w której Du
Oczywiście, jak każdy z Was, mam w domu łapacz snów. Pamiętam nawet wieczór, kiedy go robiłam: siedziałam w salonie, a z telewizora Daniel Day-Lewis jako Ostatni Mohikanin rozpraszał mnie swą obnażoną klatą. Niezły zbieg okoliczności, prawda? Moje życie jest ich pełne. Kiedy - mimo problemów ze skupieniem - skończyłam pleść, wiązać wstążeczki i doczepiać pi
Wczorajszy wieczór miałam skrupulatnie zaplanowany (batoniki --> komputer --> publikacja wpisu --> radość z potoku lajków na FB --> samozachwyt --> więcej batoników), ale niespodziewanie przytrafiła mi się babska przygoda w zimnie i ulewie, w towarzystwie mojej Mamy i Bratowej. Przepiździło nas solidnie w imię ratowania mebla, który zamieszka
Długo myślałam, że gdy założę rodzinę, będę doskonałą Kurą Domową. Nie byłam pewna, jakim cudem się to stanie, ale wierzyłam w coś w rodzaju świetlistego snopa mocy, który spłynie na mnie i zmieni mnie w Super Saiyan Gospodynię. Kiedy jednak wybiła TA godzina, a ZUS zaczął zasilać moje konto kokosami, które dla niepoznaki podpisywał "zasiłek macierzyńs
Kącik PRL, jak go pieszczotliwie nazywam, zyskał swoje miano dzięki stojącej tam komodzie upolowanej przeze mnie (oczywiście) na OLX. Po zakupie tak długo zastanawiałam się nad metamorfozą tego mebla i obejrzałam taki nadmiar inspiracji , że w końcu - jak to zwykle u mnie bywa - polubiłam ją taką, jaka była. Przyznam się Wam szczerze, to u mnie norma: im dłu
Pamięć mam kiepską, już się Wam do tego przyznawałam , ale to wydarzenie pamiętam jak dziś. Wyobraźcie to sobie ze mną: późne lata dziewięćdziesiąte, Wielka Płyta, kuchnia. Rodzice właśnie wrócili z niedzielnej mszy w IKEA i wypakowują swoje grzechy, jeden po drugim, na blat. Wśród tych grzechów jest jeden, który świeci wyjątkowym blaskiem, a gdy Mama wyjmuj
Dania i ja to była miłość od pierwszego wejrzenia. No dobrze, może nie miłość, bo miłością to ja pałam do krewetek w tempurze i to jest dopiero prawdziwe uczucie z wieloletnim stażem i bagażem doświadczeń. Nie wiem jednak, jak inaczej określić ten stan, gdy człowiek wjeżdża do jakiegoś kraju, a na twarz momentalnie wjeżdża mu banan i nie chce zejść aż do gr
Miałam w podstawówce takiego wychowawcę, geografa. Na imię mu było I. Pan I. lubił siadywać za biurkiem z nogą założoną na nogę i - postukując w dziennik długim wskaźnikiem - wywoływać nieszczęśników do odpowiedzi. Nieszczęśnik taki stawał pod tablicą i drżącym głosem odpowiadał na pytania o wyżyny, niziny, zlewiska, równoleżniki, mady, prądy, fałdowania i
To miał być długi post. Miałam potrzymać w niepewności Zwycięzcę konkursu , poopowiadać jeszcze o #bloggersphotomeeting i podręczyć Was ździebko. Siedzę tu jednak przed monitorem, zmęczona pełnym wrażeń dniem (oj działo się dziś - nawet karetka pogotowia była grana...) i jedyne, o czym marzę, to zwalić się na kanapę, odpalić XBOX-a i zarzynać watahy potworów
Mam Was!
Znów tu weszliście. No no, tylko bez narzekania - nikt Was nie zmuszał, ja zaś lojalnie uprzedziłam, o czym będzie post. I że będzie znowu lawina zdjęć. Nie pozostaje Wam więc nic innego, jak znieść to z godnością i przebrnąć przez fotograficzne zaspy, które przed Wami usypałam. Kto wie, może nawet Wam się spodoba...?
Są takie rozwiązania w urządzaniu wnętrz, po które sięgamy rzadko. Albo wcale. Wydają się niepraktyczne, drogie, no a poza tym Mamusia i Tatuś tak nie robili, to i my nie będziemy . Może się mylę, ale sądzę, że takim zagadnieniem jest użycie tapety w łazience . Bo przecież każdy Polak ma w DNA zapisane skojarzenie: łazienka = glazura po sufit.
[Zdjęcia: Luke
No i pięknie, jak zwykle jestem ostatnia. Prawie wszystkie uczestniczki Bloggers Photo Meeting już dawno opublikowały swoje relacje ze spotkania (niektóre nawet po dwie! I nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa!), a ja dopiero biorę się do roboty. Trudno, pogodziłam się już z tym, że jeśli chodzi o tempo, to znacznie bliżej mi do drezyny (i to z pijanym ki
Myślałam, że korek pozbył się już złego PR-u i że przestaliśmy go postrzegać jako relikt z czasów komuny. Ale nie, nie jest tak. Całkiem niedawno przeczytałam opinię, że w pojedynku z farbą tablicową korek przegrywa z kretesem, bo jest znamieniem PRL-u. I tyle.
[fot. Souraya Hassan - Binti Home Blog - Korkowa ściana w domowym biurze ]
Jako Królowa Niekończących się Remontów dotarłam w mojej skromnej, domowej karierze do punktu zwrotnego (żeby nie powiedzieć: do ściany). Otóż, primo: skończyłam remont , po czym, secudno: uznałam, że chyba niepotrzebnie go zrobiłam. Doprowadziło mnie to do ciężkiej psychicznej zapaści spowodowanej koniecznością dokonania pogłębionej autorefleksji. Refleksja
Jest taka reklama, która wyjątkowo mnie wkurza: wesolutkie dzieci ze słomą we włosach doją krowę i mówią, że nigdy nie jedzą przed telewizorem.
- Spadówa, gówniarze - myślę sobie, siedząc na kanapie i nawijając spaghetti na widelec. - Spadówa, bo ja uwielbiam jeść przed telewizorem i tylko dzięki temu, że to robię, oglądam tę durną reklamę. I z tym serem wa
Tego dewońskiego popołudnia, 370 milionów lat temu, słońce świeciło nad Ziemią wyjątkowo pięknie. Migotliwe świetlne refleksy tańczyły na powierzchni wody, dając pływającym niżej rybom prawdziwy spektakl i radując ich szkliste, wyłupiaste oczy. Nad lustrem wody delikatne łodyżki psylofitów zieleniły się tak kusząco, że Śledź Krystian nie wytrzymał.
Lubię brzydkie rzeczy. Ich odpychająca, zakurzona i dziwaczna powierzchowność często skrywa szlachetne wnętrze. Brzydkie rzeczy, uratowane przed złomowiskiem, wysypiskiem czy pożarciem przez dzikie zwierzęta, odwdzięczają się, ukazując swoją drugą naturę. Z potworków i dziwadeł przeobrażają się w urocze ozdoby. A co najlepsze, brzydkie rzeczy są tanie jak b
Urządzając mieszkanie podejmuję mnóstwo złych decyzji. Niektóre moje pomysły są po prostu poronione, niektóre zadania okazują się za trudne, niektóre prace są niczym więcej jak rzeźbieniem w gównie. Mam w domu pełno efektów takich porażek, ale staram się tym nie zrażać i nie przejmować. Daję sobie prawo do pomyłek, chociaż – nie powiem – czasem jest mi troc
Szybko zleciało.
Rach-ciach i mam za sobą pierwszy rok blogowania oraz prawie sto postów na liczniku. Powinnam teraz napisać kilka rozczulających i wzniosłych zdań o tym, że blogowanie uratowało mnie przed samobójstwem, stoczeniem się na margines społeczeństwa, śmietnik historii, czy co tam jeszcze. Że dzięki blogowi przestałam pić, ćpać i gasić papierosy n
Wiszące kwietniki, choć może nieco trącą myszką, są genialne dzięki swojej niedostępności dla kotów i dzieci. Możecie być spokojni, że do tak podwieszonej doniczki nikt nie nasika, nikt nie jej nie strąci, nie przewróci, nikt się nie wespnie, nikt nie rozsypie ziemi w promieniu trzech metrów. Warunek: kwietnik trzeba umieścić odpowiednio wysoko. A kiedy mów
Lęk kobiet przed wiertarką wydaje mi się całkiem zrozumiały, a nawet zdrowy. Owszem, jest to dość uciążliwe, kiedy w mieszkaniu sam żelbeton, a nam nagle zachce się powiesić półeczkę, obrazeczek czy wieszaczek na srajtaśmę. Trzeba schować dumę do kieszeni i prosić zaprzyjaźnionych mężczyzn o pomoc, niestety.
Dla takich aspołecznych dzikusów jak ja, blogowanie to bajka. Można poznać dziesiątki fantastycznych osób: czytelników, twórców i innych blogerów, siedząc we własnym domu przed monitorem. Można nawiązać świetne znajomości, a nawet przyjaźnie. Można tych ludzi bardzo, bardzo polubić wiedząc o nich tylko ułamek prawdy, a raczej: nie wiedząc większości (dlateg
Mam nadzieję, że miło spędziliście weekend - może to tylko moja chora bujna wyobraźnia, ale ja czuję już wiosnę! Nie mogę się doczekać, aż będzie na tyle ciepło i przyjemnie, że będę mogła spakować rodzinę do auta i - przynajmniej na kilka godzin - oddalić się od aglomeracji. Mam już w planach odwiedzenie kilku fajnych miejsc, nudy nie będzie!
Dziś zabieram