Łobuzy, piszę dziś do Was wprost z otchłani mojej wanny, mając wielką nadzieję, że jest to jedna z moich ostatnich kąpieli. W niej.
[Tu muszę wtrącić mały disclaimer-dygresyjkę. Bardzo dawno temu (jakoś wtedy, gdy ostatni dinozaur dogorywał w męczarniach) kupiłam sobie czasopismo dla panów. Nie, nie dla panów. Dla mężczyzn (sorry, ale jednak "dla panów" brzmi jakoś obleśnie). W miesięczniku owym przeczytałam, że to działa pobudzająco na wyobraźnię faceta, jeśli mu się np. podczas rozmowy telefonicznej (no mówiłam, że to było w tych zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze ludzie do siebie dzwonili!) ot tak, mimochodem, wspomni, że się akurat siedzi w wannie. Bo on sobie od razu wizualizuje i... wiadomo.
Piszę to asekuracyjnie, by na wszelki wypadek - gdyby okazało się, że wtedy, w okresie jurajskim, ktoś z Was czytał tę samą gazetę i gotów źle zinterpretować moje wyznanie - zaprzeczyć z góry wszelkim pomysłom tego rodzaju. Niczyjej wyobraźni tu pobudzać nie zamierzam, a przynajmniej nie tych płatów mózgowych odpowiedzialnych za przedłużanie gatunku. A jeśli ktoś - na własną odpowiedzialność - bardzo chce sobie wizualizować, niech nie zapomni uwzględnić pływających wokół mnie okruchów rogalika francuskiego (#mniam) oraz słodkawego zapachu czarnej pleśni, która zamieszkała pod wanną (#wogóleniemniam).]
Tym sposobem, po rekordowo krótkim wstępie, dopływamy do brzegu. Bo wspomniana pleśń w połączeniu z wielką dziurą wybitą przez nas w miejscu stelaża WC by powstrzymać zalewanie sąsiadki (Ding dong dzień dobry mam zaciek na suficie wie pani coś na ten temat? - Znacie to?) uczyniła remont łazienki najpilniejszą ze spraw na naszej liście to-do. Dekory z motywem bambusa i umywalka sięgająca mi do pół uda też się do czary goryczy dołożyły.
Co zatem robi przykładny bloger przygotowując się do remontu łazienki? Primo, sprzedaje nerkę. Secundo, przegląda Pinterest. Tertio, rozsyła maile do autorów ulubionych inspiracji z prośbą o pozwolenie na publikację zdjęć. To-coś-po-tertio, dzieli się z Czytelnikami pomysłami na wnętrze, którego i tak mieć nie będzie, bo jego łazienka nie ma okna, za to ma jednocyfrową ilość metrów kwadratowych.
Oto, co mnie inspiruje:
JODEŁKA, RYBIA ŁUSKA I KOLOR
[Zdjęcie: Donal Murphy, proj. Kingston Laferty Design]
[Zdjęcie: Camilla Molders Design]
[Zdjęcie: James Balston]
[Zdjęcie: Carola Ripamonti; proj. "Metaphysical Remix - Apartment in Turin" Marcante-Testa (UdA Architects)]
DREWNIANE BLATY
[Zdjęcie: Rhiannon Taylor]
[Zdjęcie: Truth & co.]
ZŁOTA ARMATURA
[Zdjęcie: Justin Alexander, proj. Luigi Rosselli Architects]
WZORZYSTE PODŁOGI
KOMODY
[Zdjęcie: Casey Keasler]
[Zdjęcie: Tessa Neustadt, proj. Emily Henderson]
[Zdjęcie: Royal Roulotte]
EMALIOWANE UMYWALKI
[Zdjęcie: Jessica Pages]
Z całą pewnością mogę obiecać, że nie wszystkie z tych pomysłów da się realnie wcielić w życie w naszej narażonej na destrukcyjne siły mikrołazience. Ba, nie wszystkie te rzeczy chciałabym mieć. To po prostu wizje, które przewinęły mi się przez głowę i spodobały. Większość z nich jest już dobrze znana, a nawet deczko wyświechtana (żeby nie powiedzieć, że zajechana jak sandały Araba), ale - takie mam wrażenie - niekoniecznie w Polsce. W Polsce królują białe fazowane subway tiles, imitacja betonu na podłodze i drewniane akcenty. A mi się marzy, kurna chata, coś innego.
[Wszystkie zdjęcia zostały użyte za wiedzą, zgodą i błogosławieństwem ich Autorów.]