***
Zachwyt rozpoczął się już w korytarzu - od płytek. |
Moje przyszłe stołki i cudowna, ciepła podłoga ze starych dech |
Udawany kominek ze sztukateriami to jedyny - moim zdaniem - zgrzyt w tym apartamencie |
Stolik, o jakim śni teraz mój Mąż |
Ponieważ wnętrze było dość ciemne, oddzielenie sypialni od salonu przeszklonymi drzwiami to naprawdę strzał w 10. |
Odnowiony, piekielnie wygodny fotel |
W apartamencie drewno odmieniane było przez wszystkie przypadki. I prawie wszędzie było to wiekowe, naznaczone zębem czasu drewno. |
Zwróćcie uwagę na te niezwykłe belki! |
Dekoracja nad łóżkiem to prawdziwe, równiutko ścięte gałęzie |
Nawet kaloryfery mnie zachwycały, serio! |
Była jednak i druga strona medalu. Stara kamienica była klimatyczna, ale miała swoje wady. Strome, wąskie, kręte schody czy koszmarna akustyka (słychać było każde skrzypnięcie podłogi piętro wyżej i każdą kroplę ze strumienia moczu sąsiada) mogłyby uprzykrzyć życie w takim miejscu, ale podczas krótkiego, jednonocnego pobytu były bardziej ciekawostką niż udręką.
Uwierzcie mi, chodziliśmy po pomieszczeniach i zachwycaliśmy się każdym detalem. Wspólnie. Oboje. On i ja. To się naprawdę nie zdarza!
***
Drugi tydzień urlopu spędziliśmy w Kotlinie Kłodzkiej, na agroturystyce. Była cielna krowa, był koń, był drób, były maleńkie kociątka i zupełnie nie-maleńkie psy. Był w końcu wielki, stuletni, poniemiecki dom, a obok niego wielka, stuletnia, poniemiecka ceglana stodoła. I były wnętrza, wcale nie supermodne, nie designerskie, bez krztyny ikei, z meblami skonstruowanymi chyba własnoręcznie przez właścicieli. Właścicieli, którzy w pełni zasługiwali na miano gospodarzy - byli życzliwi, zainteresowani, służyli pomocą. Atmosfera była swobodna, tabuny dzieciaków wyczyniały w obejściu i w ogrodzie dzikie harce, a i u dorosłych widać było luz.
I kiedy tak sobie dumam, czy lepszy ład i porządeczek kosztem dobrej atmosfery, czy może luz i swoboda przy jednoczesnym panującym wokół bajzlu, to dochodzę do wniosku, że najlepsza jest...
ta kamienica w Toruniu ;)