Dziś Mały (ta krewetka, którą wczoraj urodziłam, czaicie??) kończy rok! Z tej okazji chciałabym Wam pokazać dwa wnętrza, które na zawsze chcę pamiętać i które - mimo że szczytem osiągnięć dekoratorskich nie są - wywołują u mnie dreszczyk ekscytacji. Tam się dzieje magia, codziennie po kilka razy!
Zaczniemy od końca i najpierw pokażę Wam:
Tak tak, dzisiejszy Jubilat przyszedł na świat w Paryżu. Warszawskim Paryżu, bo taką nazwę nosi jedna z sal Domu Narodzin znajdującego się w szpitalu Św. Zofii. Sale są trzy: Londyn, Rzym i Paryż, każda choć odrobinę nawiązująca do swej nazwy.
PARYŻ
Tak tak, dzisiejszy Jubilat przyszedł na świat w Paryżu. Warszawskim Paryżu, bo taką nazwę nosi jedna z sal Domu Narodzin znajdującego się w szpitalu Św. Zofii. Sale są trzy: Londyn, Rzym i Paryż, każda choć odrobinę nawiązująca do swej nazwy.
Musicie wiedzieć, że jestem ogromną szczęściarą, że w tak gorącym porodowo miesiącu jak maj, udało mi się po prostu przyjechać na izbę przyjęć i dowiedzieć się, że w Domu Narodzin jest dla mnie miejsce!
Zanim powiecie, że "szału nie ma", pamiętajcie, że to jest szpital. Porodówka. Bez koszmarnych kafelków, łóżka z rzemieniami jak z horroru i lamperii.
Jest za to wygodne, domowe łóżko, w którym przysypiałam sobie między skurczami, łóżeczko dla dziecka, rozkładany fotel dla współrodzącego, wanna, no i oczywiście łazienka. Jest tak dobrze! Wszystkie kobiety powinny mieć możliwość rodzenia w takich warunkach, jeśli tylko zechcą.
A chcecie rzucić okiem na pozostałe sale? Oto one:
RZYM
LONDYN
Duży miał tego pecha, że Dom Narodzin otwarto dopiero po jego urodzeniu. Ale też źle nie miał. Sala Wiśniowa w Szpitalu Św, Zofii mimo trochę czerstwej tapety również daje radę:
Wybaczcie pikselozę - panował miły, sprzyjający wyciszeniu półmrok, hehe.
To tyle chciałam Wam dziś pokazać. Dwa miejsca, w których zmieniło się moje życie.
[zdjęcia ukradłam ze strony szpitala oraz z Gazety Stołecznej]